niedziela, 27 kwietnia 2014

WAŻNE

Tak wiem, że zawiodłam, ale nie wiem jak się zabrać za tego bloga ;/  i dlatego zawieszam go na pewien czas. Może jak zacznie się majówka się za niego wezmę, jeszcze raz przepraszam. Jest to pierwszy blog gdzie piszę o mafii i dla tego jest mi ciężko opisywać te sytuacje i wgl. 
Na chwile obecną piszę to opowiadanie http://still-love-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/ . 
Oczywiście nie porzucę tego bloga! 
jeszcze raz bardzo mi przykro. 

czwartek, 27 marca 2014

4. Intrygująca rozmowa



JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)



Harry Pov:

                Szczerze? Nienawidzę konkursów i już od pewnego czasu nauki. Gdyby nie ta misja już dawno bym się stąd wypisał i wyruszył na jakieś nielegalne wyścigi.
                Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem ją. Spała. Też nie ma gdzie zasypiać tylko w takim miejscu. Podszedłem bliżej i chwyciłem za jej ramie.
- Mała, wstawaj. – powiedziałem. Zauważyłem, że po jej policzkach płyną łzy, a ona cała się trzęsie. Pomyślałem- Co jej jest? Dostaje ataku padaczki, czy jak?
Zacząłem ją mocniej szturchać.
- Hej, wstawaj! - Jak pod wpływem czarodziejskiej różdżki ocknęła się. Wszyscy dookoła patrzyli się na nią jak na wariatkę, zresztą. Dowiedziałem się, że ma lichą przeszłość. Nikt jednak nie wie, o co może chodzić. Wszyscy traktują ją po prostu jak psycholkę. Czasami szydzą z niej lub po prostu traktują jak gówno.
- Coś się stało? – spytałem, ale ona miała najwyraźniej moje pytanie koło nosa, więc po prostu wstała i wyszła. Nie mogąc przegapić okazji by czegoś się o niej dowiedzieć wybiegłem za nią. Słyszałem jak szlochała. Zawsze wpakuje się w jakieś ckliwe historie miłosne. – Mogłabyś się zatrzymać?
- No dalej, śmiej się. Przecież wszyscy mnie tu traktują jak wariatkę! – odwróciła się. Z jednej strony chciało mi się z niej śmiać, ale wiedziałem, że jak tak zrobię nie zdobędę jej zaufania i gówno się dowiem o jaj braciszku.
- Kto powiedział, że chce mi się z ciebie śmiać? – no ja sam, ale to szczegół.
- Nie wiem. Tu wszyscy ze mnie szydzą, więc nie zdziwię się, jeżeli ty też zaczniesz – jej dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. Jezu, nie becz!
- Jeśli nie chcesz powiedzieć, co cię gryzie nie musisz. Po prostu naprawdę lepiej by ci było na sercu
- Wybacz, ale nie potrzebuje niczyjej litości. Sama dam sobie radę z moją przeszłością– znowu zaczęła iść wzdłuż korytarza.
Podszedłem bliżej niej i złapałem za nadgarstek. Jeśli mnie znienawidzi- trudno. Musi mi zaufać.
- Myślę, że nie. Ja nadal jestem uwięziony w sidłach przeszłości. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Wiem dobitnie, że nie dasz sobie rady. To jest zbyt trudne – jej tęczówki złagodniały. Momentalnie jej ciało się rozluźniłoby chwilę później znów się spiąć i po prostu uciec. Właśnie wtedy doszedłem do wniosku, że z nią naprawdę jest coś nie tak.

Rue Pov:

Zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko.  Moja przeszłość i przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Co jeśli nigdy nie zapomnę o tym.., co się stało.. NIE! NAWET NIE CHCE O TYM MYŚLEĆ!
Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju zastanawiając się nad słowami chłopaka. Ciekawe, co miał na myśli mówiąc, że: nadal jest uwięziony w sidłach przeszłości.
 Nie rozumiem, zostawiła go dziewczyna? Wykorzystała uczucia? Coraz bardziej zaczęłam się nad tym zastanawiać. Głupio postąpiłam zostawiając go tam na korytarzu, ale naprawdę nie mam ochoty się z nikim zaprzyjaźniać. W dodatku- chłopakiem.  Nienawidzę chłopaków, ale nie jestem lesbijką. Po prostu nie mogę zapomnieć o tamtym dniu, o nim. Skoro zgodziłam się przygotować go do tego konkursu to muszę to zrobić. Ehh… tylko, dlaczego ja o tym tak myślę? Trzy tygodnie temu bez trudu zgodziłam się przygotować Alexa z młodszej klasy, na konkurs laboratoryjny, a jego- Harrego nie mogę na jakiś głupi konkurs ortograficzny?! Wyszłam z klasy i w pewnym momencie zorientowałam się, że stoję niedaleko holu, który dzieli pokoje dziewcząt od chłopaków. Tylko przygotować do tego cholernego konkursu i się stąd wydostać. Muszę uciec stąd przed nim…
Moim bratem.

Harry POV:

- I co masz zamiar z tym zrobić? Wiesz, że jeśli się nie wyrobisz do końca miesiąca to Liam może zrobić coś twojej rodzinie?
- Tak wiem, Niall. Nic im nie zrobi, już ja o to zadbam. Jestem tutaj dopiero parę dni, wszystko może się jeszcze zmienić. Muszę tylko wymyśleć jakąś ckliwą historyjkę żeby dowiedzieć się, o co chodzi z nią. Sam rozumiesz.
-Będę zdawał ci raporty na bieżąco, wiesz, że wolę milion razy ciebie niż Liama na przewódce. Jego misję stają się coraz bardziej ryzykowne. Nie powiem, że mi to akurat, czy tobie nie odpowiada, ale… - ktoś puka do drzwi.
- Wiem, Niall. Do zobaczenia za miesiąc.  – rozłączyłem się. Nikt nie może się dowiedzieć o tym planie.
                Podszedłem do drzwi i pociągnąłem za klamkę. Kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem nią. Stała i jej wzrok błądził gdzieś po korytarzu, by chwilę później spojrzeć się na mnie. Widziałem jak po jej ciele rozchodzą się ciarki. Wstrzymuję oddech, kiedy przegryza swoją dolną wargę.  
- Dlaczego tu jesteś? –  spytałem zachrypniętym głosem. Co się ze mną dzieję?
- Bo… Źle się zachowałam tak uciekając… i… chcę cię przygotować do tego konkursu. Jeszcze raz przepraszam.. – Zauważyłem na jej policzkach rumieńce, kiedy jej wzrok skupił się w wpatrywaniu swoich stóp zasłoniętymi białymi pantoflami.
Najpierw dzika i drapieżna, odpychająca od siebie każdego, kto się zbliży, a teraz niewinna, nieśmiała i pełna uroku. Intrygująca z niej kobieta.
- Rozumiem, więc kiedy zaczynamy? – Znów spojrzała w moje oczy. W moim gardle nagle zaczęło piec, a ciało spinać. Poczułem, że jak dalej będę ciągnąć rozmowę może ona przerodzić się w coś znacznie głębszego, intymnego. Poczułem dzikie pragnienie zatopienia się w niej i zasmakowania wszystkich zakamarków, które ukrywa pod stertą tych bezwartościowych szmat. W tak nieodpowiednim momencie pozwoliłem wtargnąć moim perwersyjnym myślą wtargnąć do przesączonego zbrodniami umysłu.
- Myślę, że… nawet teraz moglibyśmy… chyba, że masz coś już zaplanowane.
- Dasz mi chwilę?

Rue POV:

                Parę minut później wyszedł ze swojego pokoju. Miał na sobie czarne dopasowane dżinsy i białą podkoszulkę, która odkrywała jego zapisane tuszem ramiona.  Zgryzłam lekko dolną wargę. Wyglądał zabójczo. Co ja gadam?!
- Możemy iść? – uśmiechnął się ukazując tym samym dołeczki w policzkach.
- Ta…tak. – zaczynałam się denerwować.
                Usiedliśmy w knajpce niedaleko szkoły. Zamówiliśmy po filiżance kawy i kawałku ciasta.
Tam zawsze mogłam czuć się swobodnie, bo nie byłam w tym budynku. Czułam się w nim jak totalny więzień. Nie mogłam, jednak z tym nic zrobić. Nie mogłam, bo mój beznadziejny brat trzymał nade mną rękę. Tą ohydną dłoń, którą będę pamiętać do końca swoich dni.
- Może zacznijmy od…
- Mogę cię o coś zapytać, a potem moglibyśmy zacząć? – Westchnęłam ciężko i położyłam zrezygnowana dłonie na stoliku.
- No dobrze. - Kiedy zbieram się na odwagę i podniosłam wzrok, dostrzegam, że mnie obserwuje. Jedna ręka leży swobodnie na jego kolanach, drugą podpiera brodę i przesuwa palcem wskazującym po ustach. Chyba próbuje powstrzymać uśmiech.
- To trochę dziwne, czy ty się denerwujesz w moim towarzystwie? - mówi, ale jego uśmiech pozbawiony jest wesołości. Patrzę na niego, a on odpowiada mi spojrzeniem bacznym i beznamiętnym. Serce zaczyna szybciej mi bić, a policzki znowu oblewa rumieniec.
Czemu tak mnie wytrąca z równowagi? Może to kwestia jego atrakcyjności? Przeszywającego spojrzenia? Sposobu, w jaki palcem wskazującym przesuwa po dolnej wardze? Naprawdę mógłby przestać tak robić.
- Prawdę mówiąc… to trochę tak. – trochę bardzo.
- Zauważyłem. Jednakże zastanawia mnie to, że jeszcze nie dawno traktowałaś mnie jak powietrze. Powiem szczerze, że nie bardzo mi się to podobało. - Unosi brew. Czerwienieję. Cholera, strasznie jest arogancki, a nawet na takiego nie wygląda. Zmieniam taktykę.
- Możemy zacząć się uczyć? - Już się nie uśmiecha i nagle czuję skurcz jakichś dziwnych mięśni w brzuchu. Pochylam głowę i niewidzącym wzrokiem wpatruję się w zaplecione palce. Co się dzieje?
- Może najpierw się poznajmy? Nie chce żebyś się czuła przy mnie jak intruz. - W jego zielonych oczach błyszczy ciekawość.
- Nie chce gadać o mnie i nie chce też wiedzieć nic o tobie. Nie obraź się, ale nie chce mieć jakiś bliskich kontaktów z tobą, czy kimś innym. Po prostu, nie chce. – Przeczesał zgrabnie po włosach. Jego wzrok nadal palił moją twarz. Nie mogę tak o tym myśleć! Weź się w garść, Ruro!
- Wiesz, że nie bez przyczyny zgłosiłem się do tego konkursu. – spojrzałam na niego zszokowana.
- Co masz na myśli? – zapytałam.
- Nie zgłosiłem się do tego nudnego konkursu, bo się tym interesuje. Zgłosiłem się, bo chce cię poznać. Wydajesz się chodzącą tajemnicą. -  marszczę brwi i wstaje z krzesła.
- Myślę, że ta rozmowa nie ma dalszej przeszłości. – odwróciłam się i pociągnęłam za klamkę kawiarenki, po czym wyszłam na zewnątrz.
 Zamykam oczy i oddycham głęboko, próbując odzyskać to, co pozostało z mojego opanowania.
                Odwróciłam się, ale nie widziałam już jego na miejscu gdzie nie dawno siedzieliśmy.

Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak się zachowuje w jego obecności. To przez jego wygląd? Uprzejmość? Nie rozumiem swojej irracjonalnej reakcji. Głośno oddychałam z ulgą. Co to, u licha, miało być? Opierając się o jedną ze stalowych kolumn, próbowałam się uspokoić i zebrać myśli. Potrząsałam głową. Cholera – co to było? Serce powoli odzyskiwało zwykły rytm, a ja znowu byłam w stanie normalnie oddychać. Do czasu… 

Jasdhjsdh W końcu udało mi się go napisać. Przepraszam, że nie pisałam tak długo, ale najpierw nie miałam kompa i nie miałam jak napisać, potem szkoła i tak dalej.
Następna notka pojawi się w przyszłym tygodniu, mówię serio.
Teraz muszę się uczyć na Niemca i wgl NIE CHCE MI SIĘ. Czekam z niecierpliwością na wakacje.
Chociaż nie będę miała swojej wymarzonej średniej na koniec, ale ważne jest to że muszę zdać.
 Do zobaczenia za tydzień J  Mam nadzieję, że zostawicie po sobie komentarz, nawet krótki.

piątek, 28 lutego 2014

3. Wspomnienia

JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)

- Więc.. co jest? – wypuściłem dym z ust.
- Nie twoja sprawa i tu nie można palić! – poderwała się na równe nogi i zaczęła wymachiwać rękoma w stronę otwartego okna.
- Przestań. Możesz mi odpowiedzieć? – wziąłem następnego bucha w płuca. Uwielbiam nikotynę.
- Nie, możesz się odwalić?
- A ty zmienić płytę, bo ta zaczyna być nudna? – zgasiłem peta i stanąłem dokładnie naprzeciwko niej. Widziałem jak się denerwuje. W końcu na wszystkie dziewczyny działam… onieśmielająco? Nie wiem, co jest we mnie takiego, ale strasznie mi się to podoba jak reagują.
- Myślisz, że jak jesteś tu pierwszy dzień, jesteś przystojny i otwarty do rozmowy to wszystko ci wolno? Odpieprz się. – uśmiechnąłem się sztucznie. Zadziorna i nudna. Dobre połączenie.
- Nie uważasz, że zaczynasz być śmieszna? Jestem przystojny? – jej niebieskie oczy dokładnie mi się przyglądały. W taki sposób jej nie owinę dookoła palca. Wziąłem głęboki oddech i odsunąłem się od niej na bezpieczną odległość. Muszę objąć inną strategie.
- No właśnie ty mnie zaczynasz śmieszyć. Nie interesuj się mną. Żegnam. – odwróciła się, a ja owinąłem swoją rękę wokół jej nadgarstka. Myślę, że dłużej mi zajmie z nią niż myślałem.
- Nie próbuję cię w żaden sposób omotać, jeśli ci o to chodzi. Mama nauczyła mnie, że nie wolno mi przechodzić obok dziewczyny, która płaczę. Nie lubię tego. Możesz sobie myśleć teraz o mnie, co chcesz. Nie zabraniam ci tego, ale czasami lepiej jest się wyżalić niż wszystko trzymać w sobie. Takie jest moje zdanie. – puściłem ją, a jej niebieskie oczy przybrały już łagodniejszą barwę. Widziałem też, że jej spięte ciało zaczyna się w jakiś dobry dla mnie sposób rozluźniać. Czyżby sytuacja uratowana?
- Przepraszam…
- Nie, miałaś prawo się zdenerwować. Jeśli będziesz chciała porozmawiać lub cokolwiek, służę pomocą.
- Um… ten… podałbyś mi swój numer telefonu? Tak na wszelki wielki. – chyba zastawiłem pułapkę.
- Jasne. – uśmiechnąłem się fałszywie.
                                                                    ***tydzień później***
                Mam już dosyć tej szkoły i uczenia się. Brak adrenaliny znacznie wpływał na moje codzienne życie tutaj. Muszę się stąd wyrwać i wyruszyć w ciemne ulice tego miasta. Może są tu jakieś nielegalne wyścig, cokolwiek.

                Wstałem jak zwykle, ledwo żyjąc poszedłem wziąć prysznic. Gdy wróciłem zauważyłem, że mój telefon się świeci. Odblokowałem go i spojrzałem na wyświetlacz. To Liam.
Jebany szantażysta. Nienawidzę tego. Nienawidzę w moim życiu tego, że jedna osoba może zniszczyć mój dotychczasowy spokój. No, ale cóż… sam się w to wpakowałem. Nie jestem dobry w podejmowaniu decyzji.
         Po chwili mój telefon znów zaczął drżeć. Kurwa, jak to ten zjeb to wyjebie ten złom za okno.
Nie no, nie wierzę. Sidła zostały rzucone. Jestem nieziemski.
Nie chciałem już się babrać w jakieś ckliwe teksty, więc od razu wykręciłem numer, który widniał w sms-ie.
Po paru sygnałach odebrała.
- Hej tu Harry. Gdzie się spotkamy? – spytałem zapinając ostatnie guziki mojej czarnej koszuli.
- Co? Jakie spotkanie?
- No napisałaś sms-a do mnie, że chcesz się urwać z lekcji i porozmawiać. Co jest?
- Nic takiego nie napisałam. Przepraszam to musi być jakaś pomyłka. – no chyba sobie jaja lalusiu robisz.
- Co?
- Muszę kończyć, na razie. – omg, co to ma być?!
Szybko ubrałem swoje rurki w tym samym kolorze, co moja koszula i wyszedłem na korytarz. Wszyscy na mnie się patrzyli jak na jakiegoś rywala. O ludzie… Czy moje życie w końcu będzie normalne?
                Było już piętnaście minut po dzwonku. Czy mnie to interesowało? Nie.
Szczerze? Mam tyle kasy odłożonej, że nie potrzebuje mieć nawet zawodu. Mogę leżeć z dupą na kanapie i zabawiać się z pierwszą lepszą, jeździć na wyścigi i nawet w nich obstawiać. Jednakże mnie nie jara takie życie. Po, co mi zabawianie się z obcymi dziewczynami? Nie potrzebowałem przygód chwilówek.
Otworzyłem drzwi od klasy i kiedy chciałem zająć upatrzone miejsce przy ścianie na końcu klasy zauważyłem, że dziewczyna, na którą „poluję” chce wygłosić jakąś przemowę. Próbuje, bo cała klasa ma oczywiście inne zajęcia niż słuchanie jakiś zjebanych bzdur o konkursie z gramatyki.
Zająłem miejsce i  patrzyłem jak nadal bełkocze pod nosem.
- Możesz głośniej? Nic nie słyszę. – powiedziałem tak by usłyszała. Ludzie, którzy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu w końcu zamilkli.
- Tak, więc. Samorząd uczniowski organizuje konkurs gramatyczny jak mówiłam jeszcze nie dawno.  Musimy wytypować jedną osobę, oprócz mnie, która będzie reprezentowała naszą klasę. Ja będę musiała pomóc tej osobie w przygotowaniach do niego. Czy ktoś jest….
- Hhahaha, no chyba nie lałaś, że my pójdziemy. Nasza klasa nie…
- Ja pójdę.. – odezwałem się, a jej zdezorientowana mina dokładnie przedarła się przez jej twarz. Mam zamiar odkryć ten sekret, którego tak w sobie trzyma. Jak już się o nim dowiem, to znaczy, że zaufała mi na tyle żeby ją wykorzystać do planu szefa.
- Nie no, serio stary? Ona nienawidzi chłopaków. – powiedział koleś z tyłu.
- Jak myślicie? Może jest lesbijką! – ktoś krzyknął z przodu. W klasie rozszedł się śmiech.
- Zapiszesz mnie, czy będziesz szukać kogoś innego na moje miejsce? – powiedziałem nadal skanując jej twarz. Widziałem jak wcześniej chciała zaprotestować słów klasy, ale chyba zdała sobie sprawę, że to i tak nic nie da.
- Już cię zapisuję. O szesnastej w bibliotece. Jeszcze dzisiaj zaczniemy przygotowania.  – skinąłem głową i wstałem z mojego miejsca. Nauczycielki nie było, więc co będę tu siedział. Muszę iść zapalić.
- Gdzie idziesz? – usłyszałem głos Rue, kiedy już trzymałem za klamkę.
- Zapalić. – wyszedłem. Jeszcze, czego, po co ja jej się tłumaczę?
                 Wszedłem na dach budynku i wyciągnąłem papierosa z mojej paczki. Zapach papierosa rozszedł się po moich nozdrzach, a chwile później po moich płucach. Fajka- lek na stres od całego świata.
**Trzy godziny później***
RUE POV:
*Wspomnienie*

-Pojedziesz gdzieś ze mną.- rzucił mój brat ostro. Bałam się go. On jest taki.. bezwzględny? Nie to nie do opisania. On jest niczym diabeł. Udajemy szczęśliwe rodzeństwo, choć wcale tak nie jest.
                Dzielnica, w której się zatrzymaliśmy była straszna. Dookoła setki ludzi, którzy wcale nie wyglądali na miłych. Czy to jest piekło? Piekło na ziemi.
- Chodź ze mną i masz się nawet nie oglądać za siebie, zrozumiałaś? – przytaknęłam. Nie mogę mu się przeciwstawić. Kiedy mama się postawiła dostała od niego w twarz i siarczyste uderzenie z nogi w brzuch. Nic dziwnego, że jest w szpitalu w ciężkim stanie. Ojciec pozwala mu na to, żeby nas bił. Myślę, że sam się go boi, ale nie chce się do tego przyznać.
                Weszliśmy do poniszczonego budynku. Setki facetów, którzy nie wyglądali ani na przyjemnych, ani na przyjacielskich. Widać było jak się ślinili na mój widok, chociaż miałam tylko piętnaście lat. Skręciliśmy do pokoju obok niewielkiego baru.
- Witaj, dobrze, że przyszedłeś. To ona? – zapytał facet z brodą. Był obrzydliwie brzydki. Na samo spoglądanie na niego robiło mi się nie dobrze.
- Tak to ona. To tak jak się umawialiśmy? – zapytał go popychając mnie w stronę tego pana.
- Myślę, że tak… -  wstał z fotela i złapał za moją rękę, po czym zaczął prowadzić w stronę ciemnego pomieszczenia.
- Braciszku, co się dzieję? Ja nie chce, słyszysz?!
- Nic ci nie będzie!
- Braciszku nie! – krzyczałam dusząc się szlochem. Nie, proszę.

-Hej, wstawaj!  - poczułam szarpanie za ramię i przestraszonego kasztanowłosego chłopaka. Spojrzałam dookoła siebie. Wszyscy w pomieszczeni gapili się na mnie jak na psycholkę. Zawsze się tak na mnie patrzą. Te oczy….


Jak na razie tyle.
Nie wiem, kiedy będzie następny, bo raz mnie łapie wena, raz nie. 



środa, 12 lutego 2014

2. Szkoła






JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)



Obudziłem się rano w tym samym wkurzonym humorze, w jakim byłem jeszcze wczoraj, kiedy dowiedziałem się, co ten skurwysyn może zrobić mojej rodzinę, jeśli się nie zgodzę.  Z dnia na dzień musiałem zostawić przyjaciół, doczesne życie i wszystkich, których znałem i kochałem. 
                Tak, więc zostałem zmuszony niemalże zamieszkać w Hollywood, do chodzenia do jednej z droższych szkół, a wszystko po to by mieć, czym szantażować konkurencje Payna. Nie jestem do końca pewny czy uda mi się ją do mnie przekonać, ale spróbuję wszystkiego. Muszę zrobić wszystko, bo ten skurwysyn powiedział, że wymorduje moją rodzinę, a na to nie pozwolę. Żadnego błędu, czysta perfekcja. Kazał mi wziąć ze sobą Nialla i Zayna. Jednakże oni mieli zupełnie inne zadanie. Nie mieszkali ze mną w college’u ani nie chodzili do szkoły. Szczerze? Sam nie wiedziałam, co im przydzielił mój zajebisty szef.
Kiedy podjechałem pod szkołę i wyszedłem z mojego białego mercedesa po tuningu, mogłem poczuć wszystkie przeszywające mnie całego, oczy patrzące na mnie. Wydaje mi się, że wcześniej nie widzieli nikogo nowego u siebie, bo spoglądali na mnie, jakbym był obcy. Wkurzałem się, kiedy wszyscy przeszywali mnie wzrokiem.  Powoli doszedłem do recepcji szkolnej. Odebrałem stamtąd rozkład zajęć i klucze do szafki. Spoglądając na numer, który widniał na kluczyku udałem się na korytarz, na którym zauważyłem ten sam numer, który wcześniej. Podszedłem do szafki, otworzyłem ją, odłożyłem do niej swoją torbę i przekręciłem ponownie kluczyk.
Ruszyłem w stronę innych korytarzy i moim oczom ukazał się obraz kilku kolesi i lasek, którzy najwyraźniej dobrze bawili się w swoim towarzystwie, całując się i obejmując. Zauważyłem tatuaże na rękach dwóch chłopaków, którzy rozmawiali z jakimiś laskami. Musieli poczuć mój wzrok na sobie, ponieważ któryś z nich obrócił się w moją stronę rzucając krótkie „Możemy ci w czymś pomóc”?
Odwróciłem się i wymamrotałem ciche „nie dzięki, stary”.
Nie sądzę, że to były słowa, które spodziewał się, że wypowiem, bo jego zachowanie natychmiast się zmieniło. Popatrzył na mnie lekko wstrząśnięty i przesunął lekko dziewczynę stojącą obok niego. Przedstawił mi się, jako Louis i jego dziewczyna Eleanor. Wkrótce zadzwonił dzwonek i wyciągając kartkę z rozpiską z tylnej kieszeni spodni wyczytałem, w której sali znajduje się moja pierwsza lekcja.
Do klasy wszedłem trochę spóźniony a wszystko ze względu na to, że dosyć długo szukałem wyznaczonej sali. Pierwsze spóźnienie, na pierwszej lekcji, w pierwszym tygodniu nauki w nowej szkole. To nie tak źle. Nawet dobry początek.
Mogłem zauważyć jak dziewczyny w sali śliniły się na mój widok a faceci uważnie przyglądali się mnie tak jakbym był kimś w rodzaju nowej konkurencji. Potem zostałem przedstawiony klasie i usiadłem na końcu klasy, więc nie musiałem z nikim rozmawiać.

15 minut przed końcem lekcji biologii w drzwiach stanął obiekt mojego zadania.
To ta dziewczyna ze zdjęcia
 Miała w dłoniach książki i stertę papierów.
-Miło, że dołączyłaś do nas panno Everdeen.  Czy na zebraniu wszystko przebiegło zgodnie z  planem? - zapytał pan Vincent.
Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i przytaknęła siadając w pierwszej ławce z przodu. Pewnie jakaś kujonica…
Pierwszy dzień przeszedł obok bardzo szybko.
Pokój, w którym mieszkałem był też całkiem przyjemny, a moim współlokatorem okazał się niedawno poznany Louis.
- Nie musisz się do mnie odzywać. – powiedziałem siadając na swoim nowym łóżku.
- Wyluzuj, stary. Cieszę się, że w końcu jest tutaj ktoś normalny. – normalny? Jak ja jestem normalny to, to jest szpital psychiatryczny.
- Znasz tutaj wszystkich? – zapytywałem nie owijając w bawełnę.
- No mniej więcej tak.
- Kim jest ta cała Everdeen? – chłopak zmarszczył czoło i zajął miejsce na fotelu obok biurka.
- Przewodnicząca szkoły… Ciężki z niej charakterek. Nienawidzi wszystkich chłopaków oprócz swojego brata. Czasami tu przyjeżdża. A dlaczego się o nią pytasz?
-Chyba będę miał z nią kłopot..
- Co? – kurwa…
- no wiesz… Skoro jest taką cichą myszą to może kablować. Lubię palić… - wymyśliłem na poczekaniu.
- Spoko luuuuuz! Czasami z chłopakami palimy poza campusem. Chyba ten Louis nie jest taki zły jak mi się wydawało.
                Postanowiłem zwiedzić ten burdelmix. Szczerze? Nie przypominało mi to wszystko szkoły tylko jakiś zamek. Ludzie tutaj uczęszczający muszą mieć dużo kasy. Dobrze, że mi to sponsorował Payne, bo chyba bym zbankrutował.
Po spacerach po korytarzach rozpoznałem te znajome falowane blond włosy. Zacząłem podchodzić trochę bliżej i przekonałem się, że to ona. Chciałem podejść do niej, ale przeszkodził mi w tym nauczyciel.
-Witam, kolego. Ty musisz być Harry. Jestem pan Thomas, ale uczniowie mówią na mnie Tom. - powiedział do mnie, po czym wyciągnął rękę w moją stronę.
-Tak, jestem Harry. - powiedziałem i podałem rękę nauczycielowi.
Śmiał się głośno i odpowiedział
-Dobrze, dobrze. Wyjdź z tej szkoły z zajebistą dupą. Dużo takich się tu roi, ale wszystkie myślą, że postradały rozumy.  - zaśmiałem się równie głośno z tego, co usłyszałem. Wydaje mi się, że pan Tom będzie moim ulubionym nauczycielem.
                Usłyszałem z zewnątrz jakieś śpiewy dziewczyn. Coś w podobie do cheerleaderek.
Wyszedłem na zewnątrz znów czując na sobie spojrzenia tych osób. Nie maja innych spraw oprócz gapienia się na mnie?!
Dookoła panował hałas i dziwne przygotowania. Ech… już mnie nudzi ta szkoła.
                Gdy już miałem odejść stąd jak najdalej się da ujrzałem mój cel. Stała dosłownie naprzeciwko mnie i się przyglądała. O chuj jej chodzi?
- Cześć, mała. – powiedziałem z szyderczym uśmiechem do niej.
Dziewczyna olała mnie i przeszła obok.  Szybko doskoczyłem do niej.
- Hej ciziu, oprowadziłabyś mnie po szkole? Podobno jesteś tu przewodniczącą.
- Tak jestem i nie mów do mnie ciziu. Mam imię. – zakpiła.  
- To może mi powiesz jak masz na imię? – no, szczerze to nie wiedziałem jak się w ogóle ten kujon nazywa. Oprócz nazwiska.
- Rue… sam możesz się oprowadzić. Małym dzieckiem nie jesteś. Tak apropos. Nie można… 
- Uwaga! – odwróciłem się i zauważyłem pędzącą piłkę lecącą w moją i Rue stronę. Zakryłem ją moim ciałem i przyjąłem uderzenie. Ten, kto to rzucił był chyba kurwa strong menem, bo kręgosłup o mały włos, a pękł by mi w pół.
- O mój boże, nic ci nie jest?! – spytała mnie, a ja z ledwością powiedziałem:
- N..nie. o kurwaaa..- dotknęła moich pleców.
- Chodź zaprowadzę cię do pielęgniarki.
- Nie dzięki, nie jestem z porcelany. Nie takie uderzenia obrywałem, wierz mi. – nagle ktoś do nas podbiegł. To była jakaś brązowowłosa dziewczyna w stroju piłkarskim.
- Sorry, nic wam nie jest? Celowałam w Louisa.. – przyznała i dokładnie mi się obejrzała, po czym zauważyłem na jej twarzy dwa wymalowane rumieńce.
-To ty jesteś TYM nowym? Bożee, cudo z ciebie! – klasnęła z podniecenia dłońmi. Podrapałem się po głowie i nawet nie wiedziałem, co powiedzieć, więc tylko podziękowałem.
- Kally… - zwróciła jej uwagę.
- No zobacz, nie dość, że przystojny to w dodatku cie uratował.  – ciągnęła temat. Dobra z niej babka.
- Możesz skończyć? Idę do pracowni. – odwróciła się, ale dziewczyna nie dawała za wygraną.
- Nie możesz ciągle uciekać od chłopaków, Rue…
- Możesz się przymknąć?! Nie jestem nim zainteresowana. – wywrzeszczała i pobiegła do szkoły.
Szła przez korytarz i weszła do jednej z pustych sal, gdzie mieliśmy lekcje.
Gwałtownie obróciła się w moją stronę, co spowodowało, że prawie na nią wpadłem.
-Co ty ode mnie chcesz? Dlaczego idziesz za mną? - wykrzyczała w moją twarz. Po jej policzkach spływały łzy.
Zrobiłem krok w tył. Miałem nadzieję, że jakoś uda mi się wyciągnąć to rzekome uciekanie od chłopaków.
-Przepraszam. Ja tylko... chciałem upewnić się, czy wszystko okej. - odparłem łagodnie
-Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz, więc możesz się po prostu odpieprzyć? - powiedziała surowo.
Odwróciła się i zaczęła iść w stronę dużego okna przez, które przechodziły promienie słoneczne. Nie odpuściłem i znów poszedłem za nią.
Usiadła pod oknem ze skrzyżowanymi w piersiach rękami. Skuliła lekko nogi i cały czas dało się usłyszeć jej cichy płacz. Usiadłem obok niej.

Wyjąłem papierosa z kieszeni i odpaliłem go. To będzie ciężki orzech do zgryzienia. 




Dodałam wcześniej rozdział, bo potem mogę nie mieć czasu. W piątek poświęcam czas kumplowi, a w sobotę muszę napisać rozdział na jeszcze inny blog. Mam nadzieję, że rozdział ciekawy. Do następnego <3
Nie wiem, kiedy będzie, więc sprawdzajcie w wolnym czasie.
 Udanych Walentynek :D

sobota, 8 lutego 2014

1. Słaby punkt

Miasto o tej porze dnia było pełne ludzi, którzy w natłoku zajęć spieszyli się. Dzień się jeszcze nie skończył, ale część z nich kończyła pracę i zmierzała ku domom, po drodze zahaczali do innych budynków, załatwiając ważne sprawy. Na szczęście nie zwracali uwagi, że pędzę drogą moim czarno-fioletowym motorem. Tak, osobą kierującą pojazdem byłem ja nijaki- Harry Styles.  Mówią, że jestem jednym z najniebezpieczniejszych mężczyzn w tym miasteczku, bezwzględnym i precyzyjnym. Cóż… myślę, że mieli w tym trochę racji.
Najbardziej w moim całym życiu uwielbiałem adrenalinę. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. W moim życiu nie ma miejsca na miłość i normalne życie. Moim obowiązkiem jest zapewnić byt i bezpieczeństwo mojej całej rodzinie.
Do gangu dołączyłem, kiedy miałem piętnaście lat. Byłem pod dowództwem, Liama Payna- szefa tutejszej mafii.. Kiedy mój ojczym zmarł, a rodzina popadała w ogromne długi to właśnie on przygarnął mnie do bandy. Ludzie pomyśleli by: To jeszcze dziecko nie zna się nawet na broni, jednakże mając te pieprzone piętnaście lat zastrzeliłem pierwszego człowieka i poznałem życie na dwóch kółkach. Dzięki rabunkom i skokom spłaciłem długi i zapewniłem najbliższym lepszą codzienność. Moje życie wisi na włosku, ale właśnie dzięki ryzyku moje życie jest pełne wrażeń.
Dotarłem na miejsce. Na głównym placu zebrała się spora grupa fanatyków czterech i dwóch kół łącznie ze swoimi pojazdami. Nie było samochodu i motoru, który nie byłby po tuningu, towarzyszył temu przedsięwzięciu duży huk i oczywiście głośna muzyka. Osoby nieprzyzwyczajone do takich warunków mogłyby ogłuchnąć.
Kiedy wjechałem na miejsce zacząłem się rozglądać, gdzie można by w „spokoju” obejrzeć cuda ludzkiej wyobraźni. Co prawda pojęcie w „spokoju” jest nie na miejscu i nie możliwe, bo zawsze jestem w centrum uwagi.  Zatrzymałem się pod jednym z drzew, gdyż zauważyłem, że słońce grzeje jak jasna cholera.
 Pierwszy do mnie podszedł Niall, a potem cała reszta optatułowanych jak ja kolesi.
- Możliwe, że mamy haka na tych cweli. – odezwał się Zayn.
-  Haka? – zapytałem Liama, który właśnie przechodził przez grupę swoich ludzi.
- Dzisiejszą misję przydzieliłem tobie, Harry. Ufam, iż nie spieprzysz sprawy? – jak zwykle kurwa te jego domysły, że może mi się nie udać, chociaż dobrze wie, że jest inaczej..
- Chodzi podobno o jakieś informacje, tak?
- Tak.
- To bułka z masłem! – krzyknął z podniecenia Niall.
- Obawiam się, że nie. Dokumenty, które masz mi dostarczyć znajdują się na terenie Dark Devil* - wszyscy otworzyliśmy usta. Jeśli tam się zjawimy i ktoś nas rozpozna. W co nie wątpię… Zerwiemy pakt między naszą organizacją, a przeciwną stroną. Wtedy rozpocznie się wojna. Nie ważne, że mieszkamy w mieście. Zacznie się strzelanina. Nawet w obecności cywilów.
- Wiesz szefie, że jak oni się dowiedzą to…
- Wiem, dlatego tą misję przydzieliłem tobie. Potrafisz zmieniać wygląd, a nawet osobowość, kiedy trzeba. – jego głos był stanowczy i surowy.
- Więc, co mam zrobić?

*** jakieś dwie godziny później***

Oczywiście zdobyłem dokumenty bez przeszkód.
- Dziękuję w imieniu mojego szefa za cenne dokumenty, panie Hiuman. – uścisnąłem brodaczowi dłoń i wszedłem do samochodu.
Pędziłem z powrotem przez miasto z zawrotną prędkością, niestety na mojej drodze niespodziewanie stanął patrol policyjny.  Od zderzenia z samochodem policji dzieliły mnie sekundy, których co chwile ubywało. Byli coraz bliżej, nagle zauważyłem, że na poboczu ustawiona jest platforma.
- Zajebiście.
To była chwila, kiedy wprowadziłem samochód na nią. Wybiła mnie w górę, dzięki czemu przeleciałem ponad blokadą utworzoną z samych policjantów. Byli szybcy. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Policjanci zaprzestali strzałów i pościgu za mną, nie mieli szans. Byłem zadowolony, że wylądowałem kilka metrów za nimi i nawet się nie zatrzymując jechałem dalej. Na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. Huk zderzenia rozniósł się po okolicy, ale nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia.
Już bez dalszych komplikacji dotarłem do kryjówki. Wyszedłem z samochodu i otworzyłem drzwi od budynku. Wzrok znajdujących się ludzi w pomieszczeniu nie opuszczał mnie na krok, kiedy podałem żółtą, zapakowaną szczelnie kopertę Liamowi.  Ten tylko się uśmiechnął i wskazał mi miejsce naprzeciwko niego.
- Więc to taki jest słaby punkt Andrew’a. – roześmiał się szyderczo. Serio, stary?  Zachowujesz się jak byś został opętany.
- Harry. To prawda, że nie ukończyłeś szkoły? – zapytał w końcu. O chuj mu chodzi, najpierw śmieje się jak wariat, a teraz wypytuje mnie o moje wykształcenie? Pierdolnięty jakiś..
- No nie, a co? – zapytałem zdezorientowany.
- Co byś powiedział na to, żeby dokończyć naukę? – spojrzałem na niego z wyraźnym zaskoczeniem.
- To jakiś żart? – zapytałem z kpiną.
- To będzie misja. Spójrz na tą dziewczynę na zdjęciu. – położył zdjęcie na stolik, które trzymał od jakiegoś czasu w dłoni. Na nim była piękna blond włosa dziewczyna. Miała niebieskie oczy i falowane włosy. Na nim był również Andrew. Obejmował ją. To wszystko wyjaśnia, dlaczego się tak szczerzył.
- Więc moim zadaniem będzie…?
- To jest siostra tego skurwysyna. Everdeen nigdy cię nie widział, więc mamy ułatwione zadanie. Wystarczy, że ją do siebie przekonasz, zdobądź jej zaufanie, może niech się nawet w tobie zakocha. Rozkochaj ją w sobie. Wtedy będziemy na wygranej pozycji, rozumiesz? – roześmiałem się jak głupek.
 - To wszystko, bo wiesz nie szukam dziewczyny. – oznajmiłem podając mu zdjęcie.
- Posłuchaj mnie, albo bierzesz te robotę albo wiesz, co może stać się z twoją rodzinką. – że co kurwa?!
- Straszysz mnie? – zapytałem ściskając pięści.
- Nie, ja tylko przypominam ci, co podpisałeś cztery lata temu, Styles. Robisz to, co mówię. Taka była umowa. – ma rację. Kurwa muszę się zgodzić.
- Dobra, ale pamiętaj. Stanie się coś mojej rodzinie to nie ręczę za siebie. – w jego oczach poczułem jakąś dziwną iskierkę satysfakcji.
- Pojedziesz razem z Zaynem i Niall’em. Dokumenty będą uszykowane jutro rano razem z biletami lotniczymi.
- Gdzie wyjedziemy?
- Do Hollywood.

·         Jeśli przeczytałeś/-aś zostaw po sobie komentarz
·         Dark Devil – jest to nazwa drugiej organizacji. (Mafii, z którą rywalizują)
·         No to pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że ciekawy. Xd Zamiast się uczyć ja piszę rozdział, brawa dla mnie hah. Następna notka w sobotę. 

Prolog

LONDYN

W tym mieście wydaje się, że jest tu spokojnie i bezpiecznie. Ulice zawsze są pełne w środku dnia, ludzie życzliwi i ani śladu po jakichkolwiek grupach młodzieży, napakowanych sterydami, posiadających broń i narkotyki. Jedynymi miejscami gdzie przebywają są duże place, bary, dyskoteki….
no ale to zawsze tylko pozory…
Gdy tylko zapada zmrok i ulice pustoszeją….wtedy można usłyszeć warkot silników i strzały. Dwa gangi rywalizujące ze sobą od kilku lat jak szaleni ścigają się po ulicach miasta, wymieniając między sobą od czasu do czasu ogień i wyścigając się w kradzieżach, rabunkach by jak najwięcej zgarnąć. Nie obejdzie się bez policji, która nie jednokrotnie próbowała złapać rzezimieszków, lecz z marnym skutkiem.
Oczywiście w dzień są spokojni i wtapiają się w tłum, też mają życie prywatne, rodziny…bo tak im 
wygodniej, ale gdy zapada zmrok znów wychodzą ze swych kryjówek by królować na ciemnych ulicach….

Wooddsoro School, najlepiej prosperująca szkoła średnia w Hollywood, do której uczęszcza wielu uczniów z zamożnych rodzin. Znajduje się tam jedna jedyna dziewczyna, która może się stać powodem.... SZANTAŻU.


No to prolog napisany. Pierwsza notka pojawi się za tydzień w sobotę. 
Chciałabym wcześniej, ale ta JEBNIĘTA SZKOŁA MNIE WYKOŃCZY. Ja pierdole... 
Do zobaczenia. 

O mnie..

Witaaaam!
Nazywam się Saki-chan. Jak widać będę tu pisała bloga o Harrym Stylesie. Wiem, że jest dużo takich blogów, ale mam nadzieję że Wam się spodoba. To jest mój drugi blog o nim lecz tym razem postanowiłam napisać o Harrym w mafii. Piszę pierwszy raz blog o takiej tematyce, więc proszę o wyrozumiałość i komentarze które pomogą mi go ulepszyć. Pozdrawiam
Mój pierwszy blog o nim: http://wszystkojestwytworemwyobrazni.blogspot.com/